Strona:PL Toeppen Max - Wierzenia mazurskie 1894.djvu/188

Ta strona została przepisana.

nic suchego pod ręką; wtedy wydarłem podszewkę z czapki i roznieciłem ogień. Było ciemno, a nie miałem drzewa pod ręką; połamałem tedy skrzypce i położyłem na ogień. Przy świetle tego ognia mogłem dojrzeć i brać drzewo. Wtym usłyszałem szelest: to sarna przebiegła; porwałem pistolet i strzeliłem za nią. Ale sarna uciekła; patrzę, a tam coś leży; zbliżam się i widzę sarniątko, którego przedtym nie widziałem, bo było schowane za matką. Przyrządziłem sobie to sarniątko, upiekłem i zjadłem. Nazajutrz idę dalej i zapytuję: jak daleko do króla? Powiedziano mi, że dokoła mila, a naprost dwie. A byli tam tracze; kupiłem sobie od nich dwie deski. Droga naprost prowadziła właśnie przez błoto. Szedłem po jednej desce, a drugą kładłem przed siebie, i tak zmieniałem deski. Takim sposobem przeszedłem szczęśliwie przez błoto i przyszedłem tu na czas. (Z Lipowa).

Miłosierdzie nagrodzone.

Był sobie szewc, a był on bardzo przykry w obejściu i zły; kłócił się ciągle ze swoją żoną i łajał wszystkich, kto tylko przychodził do jego domu. W tym samym mieście był także król, którego żona była również zła; krzyczała na wszystkich, kogo spotykała, nawet na króla i na wszystkich, kto przychodził do zamku; nikomu nie dała dobrego słowa. Razu pewnego przyszedł do zamku terminator, wędrujący sobie po świecie, i prosi królowej o datek. Ale królowa, zamiast mu co dać, mocno go wykrzyczała, złajała i zagroziła, że go każe wyrzucić, jeżeli się zaraz precz nie wyniesie. Terminator poszedł sobie dalej i przychodzi do szewca; ale nie było go w domu, tylko żona jego. Prosi jej o datek, a ta mu odpowiada: „Dobrze, dam ci grosz; jest to wprawdzie ostatni mój grosik, i mąż zapewne wybije mię za to, ale to nic nie szkodzi; weź ten ostatni grosik.“ A terminator ten to był czarnoksiężnik, który za pomocą sztuki swojej umiał tak zrobić, że się ludzie zamieniali. I oto sprawił, że szewcowa stała się królową, a królowa szewcową; działo się to w nocy. Królowa, przebudziwszy się, tarza się po łóżku, klnie i piorunuje na posłanie, bo było jej tak twardo, słoma tak ją drapała i kłuła, że spać nie mogła. Szewc słyszał to, ale nic nie zrozumiał, bo mówiła po niemiecku[1]; roz-

  1. Oczywiście rzecz dzieje się na Mazurach.