korzystają oni często z tej sposobności, ażeby tam złożyć ofiarę, dać wino do poświęcenia, a nawet chodzi im o odpust. Duchowni katoliccy opowiadają o tym szczególne rzeczy[1]. Jak licznie ciągnie ludność protestancka do owych miejsc pielgrzymek, można wnioskować z faktu następującego: Pewnego razu superintendent ewangielicki naznaczył był wizytację kościoła w Mielnie i Tannenbergu na dzień 6 sierpnia; musiano jednak termin ten odłożyć na dzień następny, gdyż 6 sierpnia znaczna część dzieci szkolnych pospołu z rodzicami była na jarmarku odpustowym w Złotowie.
Pozwolimy sobie przytoczyć tu szereg poniższy faktów na dowód tego, jak dalece u Mazurów przesąd bezpośrednio wiąże się z chrześcjaństwem i nabożeństwem.
Szczególna moc tkwi według Mazurów tak w modlitwie kościelnej, do której uciekają się nadzwyczaj często i w innych praktykach kościelnych, jak również w przedmiotach, przeznaczonych do celów kościelnych. Już Pisański[2] zaznacza przesąd, według którego modlitwa w kościele ma być skuteczniejszą niż poza obrębem kościoła; w tej myśli przesądni zasyłają modły do kościoła przez dziurkę od klucza, kiedy drzwi kościelne bywają zamknięte. Zdaje się, że ślad tego przesądu przetrwał do dni naszych. Jako środek przeciwko chorobie angielskiej podaje się co następuje: chore dziecko należy obnieść trzy razy dokoła świątyni i za każdym razem, gdy się mija drzwi kościelne, chuchnąć do wnętrza. (Olsztynek).
Zdarza się też niekiedy, że ten i ów prosi o krótkie bicie w dzwony, gdyż skradziono mu, dajmy na to, konia, a prosi w dobrej wierze, że złodziej nie będzie mógł z miejsca ruszyć, skoro tylko dzwon zadzwoni[3].
Gdy ktoś dopuszcza się krzywoprzysięstwa, w pobliżu zaś jego znajduje się broń nabita, wówczas broń wypala i kula trafia w krzywoprzysięzcę. Ztąd powstał bardzo pospolity sposób przysięgania się: „Mogę na to przysiąc przy stu strzelbach.“ Skoro krzywoprzysięstwo było popełnione przed ołtarzem