Coś podobnego opowiadano mi w Olsztynku:
Kto ma krasnoludki, ten doznaje na całych piersiach świerzbienia, jakby kto ręką drapał, skarży się na ból głowy, nie ma apetytu i powoli schnie, bo krasnoludki we wnętrzu zjadają mu płuca. Jeżeli choremu krew idzie z nosa i uszu, to bardzo już źle z nim, i wtedy chwytają się następującego środka: Nacina się z dziewięciu gatunków drzewa, np. jałowcu, olchy, brzozy itd., do 40 par drewienek; przytym należy trzymać nóż nie od siebie, lecz do siebie; drewienka obcinają się pod sęczkami, żeby razem z niemi miały kształt haczyków; należy też ścinać je parami. Wtedy, we czwartek po wieczerzy, w ostatnią kwadrę, bo takie rzeczy zawsze trzeba przedsiębrać w ostatnią kwadrę, milcząc i nie oglądając się, czerpie się z bieżącej wody wiadro albo szaflik wody, zagrzewa się i wylewa na głowę choremu, który siedzi w balji, przyczym drzwi i okiennice powinny być pozamykane. Drewienka rzuca się do wody parami, myje się chorego tą wodą, zwłaszcza uszy, nozdrza, pod pachami i podkolanki. Podczas mycia odmawia się dziewięć „Ojcze nasz,” ale się nie wymawia: Amen. Wtedy chory wychodzi z balji, wkłada nową koszulę i patrzy, ile drewienek pływa po wierzchu, a ile zatonęło. Ile par drewienek zatonęło, tyle w sobie krasnoludków ma jeszcze chory. Drewienka te zawija się w chustkę, i chory nosi je na gołym ciele, wszystko jedno, czy pod prawą, czy pod lewą pachą, aż do następnego czwartku. Powinien także przez ten czas nosić przy sobie srebro, najczęściej monetę, i nic z domu nie należy wypożyczać. (Dlaczego? bo źli ludzie, oddając rzeczy pożyczone, mogliby figle płatać). Użytą wodę odnosi się w tym samym wiadrze i do tej samej wody bieżącej, nie oglądając się i milcząc. W następny i w trzeci czwartek powtarza się ten sam proceder; ile par drewienek pływa w drugiej kąpieli, tyle krasnoludków wyszło z ciała. Niekiedy przy drugiej już kąpieli wypływają wszystkie. Za trzecim razem powinny wszystkie wypłynąć, albo choroba jest nieuleczalna[1].
- ↑ Porówn. tu także wiadomość podaną w Sonderbare Curen w Preuss. Provinz.-Blätter, 1829 tom II, 407, według której jeden zamawiacz z Wielbarku objaśnił pewnej suchotnicy, „że miała zaczarowanych w ciele dziewięć par zimnych ludzi, które gryzły jej wątrobę.” Następuje opis oszustwa przy leczeniu, zapomocą którego wróż ukrył dwa razy po 2½ srebrniki.