dręczyć śpiących. Obejmują łapami śpiącego i duszą go tak, że ten zaledwie może oddychać, jednocześnie zaś całują go i liżą. Zmora nawiedza zazwyczaj człowieka w określonych odstępach czasu, tak, iż prawie napewno można przewidzieć jej przyjście. Jednym ze środków, zabezpieczających przeciwko niej, jest kładzenie się na brzuchu: gdy w takim razie zmora przychodzi i spostrzega, całując, że nie w twarz całuje, rozgniewana odchodzi.
Zmora kładzie język do ust osobie, którą dusi, aby nic mogła krzyczeć. (Olsztynek).
Podczas duszenia człowiek jest całkiem przytomny, ale nie może się wcale ruszać. Powinien wówczas spróbować poruszyć wielkim palcem u prawej nogi, a zmora musi ustąpić. Podczas tego należy chwytać ją, i często zostaje coś w ręku, np. słomka, rózga, jabłko itd., coś, w co zmora przemienić się może. Zaprasza się ją na śniadanie, zostawia się dla niej przy śniadaniu puste miejsce, a także talerz i łyżkę. Przyjdzie napewno, musi przyjść, i wiedzą już ludzie, kto to jest. (Wielbark).
Pewien stolarz, którego zmora dusiła, schwycił ją, pasował się z nią i zabił jednym uderzeniem młotka. Zdarzało się to już nieraz. Dowiadywano się najczęściej niebawem, że w okolicy, oddalonej może o kilka mil od miejsca, gdzie zabito zmorę, zniknął człowiek; po dłuższych zaś poszukiwaniach przekonywano się, że był to właśnie trup tego człowieka, który zginął[1].
Mazurzy wyobrażają sobie zmorę jako osobę; jeżeli się chce wiedzieć, kto ona jest, zaprasza się ją na śniadanie, stawia się potym miotłę przewróconą w kącie i tym sposobem przeszkadza się jej do wyjścia. Gdy tak załapana prosi, by ją wypuścić, bierze się miotłę i wali się ją mocno. Potym nie wraca już więcej. (Olsztynek).
Zmora dusi także bydło i konie. Zaplata też koniom warkocze. (Olsztynek).
Pewien ojciec miał trzy córki, które musiały chodzić jako zmory; jedna musiała dusić krzaki cierniowe, druga wodę, trzecia konie. Ojciec wszakże nie wiedział o tym. Razu pewnego, powróciwszy w nocy z wędrówek swoich do szopy, gdzie razem sypiały, uskarżały się na swoją dolę. Jedna była pokłuta przez ciernie, drugą fale wodne pobiły, trzecią konie potłukły kopytami. Ojciec podsłuchał tę rozmowę i dowiedział się tajemnicy. Były one wszakże całkiem temu niewinne, gdyż musiały chodzić
- ↑ Porównaj historyjkę z Królewca w Neue Preuss. Prov.-Blätter, 1846, t. I, str. 394.