Strona:PL Trembecki - Wirydarz t2.djvu/257

Ta strona została przepisana.
749209
WIERSZE W. POTOCKIEGO

Miarkować szczęście, to dzieło mądrego;
Im wyżej komin fortuna wybije,
Tym głębsza przepaść pod nogami jego,
W którą go z sławą i z żywotem skryje.
Wąż nie tak gładki, i lotu takiego        940
Sokoł nie umie, jak się ta wywije:
Im ją zaś bardziej gniecie, im ją ściska,
Wymknie się z garści, rzekłem, bo jest ślizka.

Kto się nie chce stłuc, zdrowa na to rada,
Po ziemi chodzić, nie chwytać się szczebli.        945
Bo jako świata stanęła osada,
Jeszcześmy nigdy człowieka nie grzebli,
Żeby się wspinał a nie spadł, bo spada
W największe ludzkich przypadków przerębli,
A im z wyższej swych fortun spadniesz warstwy,        950
Żadnymi się już nie dźwigniesz lekarstwy.

Jednakże skończę zaczęte. Turnieje
Te były w mieście, kiedy noc podniebne
Niziny skrzydły czarnymi odzieje,
Niosąc sny wszelkim stworzeniom potrzebne.        955
Lecz i w obozie toż się właśnie dzieje
Na takie straszne tyraństwo haniebne.
Wszytkich najpierwej nabawiło trwogi,
Gdy gęsto miejskie obaczyli togi.

Coż kiedy ujrzą nieszczęsnego ojca,        960
A on się swego dziecięcia krwią kurzy,
Razem zabity swą raną zabójca;
Wszytek się oboz na ten widok wzburzy,
Jakoby im w bok ostre włożył bojca,
Płacze Wirgini i nie wprzód wynurzy        965
Swojej przygody, aż obaczy siłu
Przyjaciół dawnych i z przodu i z tyłu.