Strona:PL Tripplin - Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego.pdf/47

Ta strona została przepisana.

rozniosą, gdy zagrzmiały, jak orzech zgryzł, wszystkie karabiny razem.
Gdzie tam! obsypali mnie białemi liliami od stóp do głów, i na tem koniec, zaniechali pogoni.
O tak grzecznéj żandarmeryi, nie miałem wyobrażenia.
Potém widziałem innych skrzydlatych ludzi, krążących tu i ówdzie, w różnych kierunkach, samych lub w towarzystwie. Cały hufiec skrzydlatych dziewcząt, wracał jak się zdaje ze szkoły do domu, pod pachą bowiem miały kajeta i książki, a tak szwargotały ciągle i głośno jak u nas. Tylko innym, dla mnie niezrozumiałym mówiły językiem.
Potém znów ryby różnej wielkości, przesuwały się po powietrzu. Jedne były tak duże jak jesiotry, i na nich siedzieli pojedyńczo starzy łub kobiety dostojnéj tuszy, którym widać siła skrzydeł nie wystarczała, i na innych znów dużych jak wieloryby, siedziało po kilkudziesiąt ludzi różnéj płci, rozmaitego stanu i wieku, pomiędzy któremi byli i ludzie bez skrzydeł, nędznie w długie suknie ubrani, po większej części z brodami. Widać, że te wieloryby, były rodzajem omnibusów, popychanych kilkunastu skrzydłami z płótna; ludzie zaś kierujący temi omnibusami, musieli ciężko pracować siłą własnych skrzydeł.
Wszystko to tylko się migało przed memi oczy-