Strona:PL Tripplin - Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego.pdf/52

Ta strona została przepisana.

szy, którą Bóg mi wlał, mnie, o nią nie proszącemu, lecz w posiadaniu jéj uporczywie trwać chcącemu.
Potem wiedziałem już co jest śmierć: mojego małego braciszka Ignasia, wywieźli w trumience, i już nigdy nic wrócił, a ja płakałem długo i tęskniłem do niego....
Wzrastałem jak owa zagraniczna roślina, dla której miłość i starania rodziców były cieplarnią, i długo, długo pasowałem się ze szkodzącemi wpływami ziemi; dopiéro coś w szóstym roku życia, po pierwszy raz na własnych nogach, w towarzystwie ojca wyszedłem do naszego pysznego parku i uczułem się wśród drzew okazałych, otulony ciepłém powietrzem wiosny.
— Czemu płaczesz Serafinie? spyta ojciec, widząc łzy w moich oczach.
— Bo mi miło ojcze, tak miłe jak nigdy w życiu nie było; ach te liście, te kwiaty, ten zapach i to ciepło! jakże to wszystko miłe i piękne! czy tak zawsze pozostanie ojcze?
— Nie mój synu! wszystko się zmienia na téj ziemi, roskosz nigdy długo nie potrwa na niéj, ale jej uczucie powraca, i kiedyś późniéj na innym świecie, nigdy z duszy naszéj nie zniknie.
Uwierzyłem w zdanie ojca, który nigdy nie kłamał, i słowa jego wryły mi się na zawsze w serce.
Moim pierwszym nauczycielem był bakałarz, fi-