się nie widzieli, a mówiłem wczoraj... komuż ja to mówiłem? Ah! mówiłem kochanemu markizowi... Mówiłem mu: wieki jak nie widziałem Franka, pewny jestem, że ma w Szwajcarryi rozmaite awanturki... Na honor nie żartuję, mówiłem to... Ale cóś masz smutną minę mój kochany... Zgaduję, właśnie mi powiedziano, że Rio-Santo...
— A więc to prawda! szepnął Frank.
— Mój kochany, ja nic nie wiém; ale ten szatan Rio-Santo dobrze umie kierować swoją łódką!... A potém mój kochany, on ma więcéj milionów, aniżeli tyset tysięcy dochodu... Ah! to straszny współzawodnik!...
To mówiąc vice-hrabia de Lantures-Luces zrobił piruet, odwrócił się i pobiegł gdzie-indziéj rozsiewać plotki.
Frank chodził jak niewidomy i chwiał się jak pijany; wtém uczuł, że ręka jakiejś kobiéty wciska się pod jego rękę.
— Panie Frank Percewal, rzekła mu hrabina Derby, jesteś nieszczęśliwy, bardzo nieszczęśliwy, żałuję cię... bo wiesz już zapewne...
— Zdaje mi się, że wiém wszystko milady.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/124
Ta strona została przepisana.