miła mi to... miałem nadzieję... a raczéj mieliśmy nadzieję, że nieobecność...
— O kimże pan mówisz? przerwał Frank.
— Mówię o sobie, o lady Campbell..
— Dosyć mój panie, dosyć! przerwał mu Frank nakazującym tonem; ogłoszę pana kłamcą, jeżeli wymówisz inne jeszcze imię!
— Mówię także o miss Maryi Trewor, wolno wyrzekł Rio-Santo.
W téj chwili cofnął swą rękę i położył palec na ustach. Spojrzenie jego zachowało spokojność; na czoło nie wystąpiła ani jedna zmarszczka.
— Panie Percewal, zaczął znowu łagodnie, mniemam żem nie wywołał pańskiego wyzwania. Pragnąłem pańskiéj przyjaźni, pan postanowiłeś inaczéj, niech się. więc stanie zadosyć jego woli.
Frank zarumienił się z radości.
— Do jutra zatém, odpowiedział; chcę, aby jeden z nas zginął, i dziękuję Bogu, żem znalazł w panu serce dżentlmena... do jutra!...
Rio-Santo przeszedł się po salonach, zło-
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/140
Ta strona została przepisana.