roztargnione na przeciwległą ścianę, któréj jednak nie widziała.
Zlekka obróciły się na zawiasach drzwi od salonu, a zakrywająca je draperya zsunęła się po złoconym drucie. Na progu pokazała się twarz staréj kobiéty, niknąca prawie w śród mnóstwa wstążek i koronek. W środku téj twarzy, której orle i mocno odznaczające się rysy walczyły jeszcze przeciw niepowetowanemu działaniu czasu, błyszczało pod powiekami poruszanémi nerwowém drżeniem, dwoje oczu czarnych, nad miarę ruchomych, przenikliwych i ciekawych.
Wiele było chytrości w tych oczach, a więcéj jeszcze w ogóle towarzyszących im rysów; lecz oczy te miały także pewien powab jakby na zawołanie, i pewną wesołość nie bez powagi.
Właścicielką tych oczu i reszty należącego do nich ciała, była mała, zgarbiona, chuda kobiéta, odziana szeroką jedwabną peleryną.
Stanęła na progu i wpoiła wzrok w młodą dziewicę. Wpatrywała się długo, jak doświadczona znawczyni.
Skończywszy ten przegląd, uśmiechnęła się na znak zupełnego zadowolenia.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/145
Ta strona została przepisana.