Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/149

Ta strona została przepisana.

Żadnego podpisu.
Zuzanna rzuciła list i spojrzała w oczy staréj kobiécie.
— Szpiegowano mnie, rzekła, i na co?... Ci ludzie mienią się być potężnymi; cóż mię to obchodzi?... Grożą mi... jakież to głupstwo, grozić kobiécie, którą spotkano na drodze śmierci!
Przenikliwe oczy owdowiałéj księżny de Gèvres, nie mogły znieść spojrzenia Zuzanny, jak macki ślimaka co się chowają gdy niespodzianie dotkną innego ciała. Na chwilę uczuła, że jest pokonaną i milczała długo, chociaż już silny i poważny głos Zuzanny dawno przebrzmiał w jéj uchu.
— O Boże! racz mi przebaczyć, rzekła tonem uległym, zupełnie wolnym od żartobliwych odcieni, które się przebijały w piérwszych jéj wyrazach. — Za nadto się unosisz, moje dziecko. — Może cię śledzono... prawie temu wierzę, ale czyniono to przez prostą obawę. Nazwano się potężnym: tak jest, moja córko, potężnym w stopniu jakiego domyślać się nawet nie możesz... Co do gróźb, ej fe! biorę na siebie przekonanie cię, że jesteś w błędzie.... Żadnych tu nie ma gróźb!... posłużysz do speł-