Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/152

Ta strona została przepisana.

— Zapomnisz tych łez... ale powiedz mi... człowiek, którego kochasz, jestże bogaty i możny?
— Mniemam owszem, że jest ubogi... często przychodził pożyczać pieniędzy u mego ojca, wtedy kiedy było jeszcze złoto w domu dziś zburzonym na Goodman’s-Field.
— Jego imię?
— Brian de Lancester, odpowiedziała młoda dziewica z poruszeniem pełném dumy.
— Brian de Lancester! powtórzyła Francuzka nie mogąc powściągnąć na sobie pogardliwego grymasu, — ubogi brat bogatego hrabi de White-Manor!... Dobry Boże! moja córko... czyż dla pana de Lancester, tego biédnego chłopca, warto było tyle płakać!...
Zuzanna szybko cofnęła swe ręce, i srogieém spojrzeniom przerwała mowę owdowiałéj księżnie de Gèvres.
— Kocham go, rzekła, podnosząc głowę z właściwą sobie majestatyczną miną; i dumna jestem tą miłością;
— Masz słuszność, moja piękna, odrzekła bojaźliwie stara, jestem Francuzka i lubię śmiać się; nie trzeba się na mnie nigdy gniewać... A potém, wielce szanowany pan Brian de Lances-