Wiedziano tylko to, że Edward i spółka, tandeciarz, wekslarz, kostiumer i jubiler mieszkali tam już od roku; że jak się zdaje dobre robili interesa i że najmniejszemu nawet zarzutowi nie ulegał ich kredyt.
Jednego dnia, okoliczne przekupki i kilka tuzinów ich przyjaciółek, których nie mamy ochoty tu wymieniać, mniemały że rozwiązały zagadkę. Widziały jak około trzydziestu silnych ludzi, biédnie ubranych, przebyło próg domu handlowego Edwarda i spółki. Ludzie ci zapewne byli majtkami, przychodzili zapewne prosić o zatrudnienie, a Edward i spółka utrzymywali może biuro informacyjne.
Dobre, zyskowne i moralne rzemiosło!
Wyborne rozumowanie!
Ale po upływie miesiąca postrzeżono, że ci sami ludzie znowu przybywali. Ci majtkowie najmowali się więc cóś za często! Po upływie trzeciego miesiąca widziano że wracali znowu, następnie po upływie czwartego i t. d. A zatém nie byli to majtkowie.
Cóż więc za jedni?
Przyszło do tego, że zaczęto prawić niestworzone rzeczy — o tajemnych stowarzyszeniach, zbrodniczym handlu, rozbójnikach!.... słowem
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/163
Ta strona została przepisana.