Od kilku minut trzydziesta pięciu towarzyszy Bob-Lanterna zebrało się już było w całym komplecie, wtém po za zielonemi firankami zawołał głos jakiś:
— Czy jesteście tam?
— Jesteśmy wszyscy panie Smith, odpowiedział Tom-Turnbull, silny chłopak, który zdawał się wywierać pewien rodzaj wpływu na zgromadzonych.
— Jesteśmy! odpowiedział fossetem mały Ślimak.
Po za firankami dał się słyszeć chrapliwy i suchy szelest otwieranego sztucznego zamka.
— Jaki ja jestem roztrzepany! rzekł w téj chwili niewidzialny pan Smith; zapomniałem zmienić papiery... Mikołaju!
A ponieważ nie rychło pospieszono na zawołanie, gwałtownie zadzwonił.
Mikołaj, lokaj w ognistej liberyi, wszedł natychmiast wewnętrznemi drzwiami do kryjówki pana Smith, ten włożył mu w ręce związaną paczkę banknotów.
— Drobnych! rzekł, natychmiast!
Mikołaj wyszedł.
— Słyszeliście, hej koledzy? rzekł po-cichu Tom-Turnbull; drobnych!
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/168
Ta strona została przepisana.