— Mocna! powtórzył Tom Turnbull wzruszając ramionami, słuchajcie no chłopcy, czy czujecie wy w sobie duszę?
— Tak, niech mię Bóg potępi! odrzekł mały Ślimak.
— Cóź mamy czynić? spytali drudzy.
Tom nic nie odpowiedział, ale poskoczył na-przód i uderzył olbrzymim swym butem w podporę kraty.
Krata zachwiała się, ale nie przewróciła.
— Co to jest? zawołał z gniewem, wzruszony pan Smith.
Tom chciał powtórzyć swoje manewra. Bob Lantern zatrzymał go.
— Za nadto hałasujesz, mój mały, rzekł; zawsze trzeba tak się przyszykować, aby wszystko robić od jednego zamachu.
I bez rozpędzania się, bez wielkiego na pozór wysilenia, tak silnie uderzył żelazną swą piętą w kratę, że zamek z łoskotem odleciał.
To uczyniwszy odskoczył na bok, wpuszczając całą tłuszczę do ukrytego biura.
— Jedno tylko dałem pchnięcie, ale było djable piękne!
Gdy naszych trzydziestu sześciu oblegających wpadło do kryjówki; — pan Smith ostrzeżony
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/173
Ta strona została przepisana.