Wnętrze ukrytego biura zajmowało prawie połowę pokoju. Umeblowane było jak wszystkie biura. Na prawo otwiérały się drzwi do rozległych magazynów należących do domu handlowego Edwarda i spółki: na lewo kręcone schody prowadzące na piérwsze piętro.
Nasi oblegający nie mieli czasu przypatrzyć się temu, bo czém inném zajęci byli. — Podczas gdy Tom, Charlie i inni odsuwali stół, który pan Smith rzucił jakby przedmurze przed kassę, inny zwinniejszy wskoczył na tenże stół wołając:
— Dla mnie dawajcie najpiérwéj.
— Brawo Saunie! zawołał tłum.
Pan Smith zaniechał zamykać kassy.
— Ty najpiérwéj dostaniesz! powtórzył, raptem wydobywając z zanadrza parę pistoletów.
Zmierzył. Saunie zachwiał się. Mózg jego zbryzgał oblegających, — aż wstecz odskoczyli.
Ah! to w ten sposób? rzekł Bob-Lantern cofając się aż do drzwi wchodowych. Ale inni nie poszli za jego przykładem; Tom Turnbull i Charlie jednocześnie rzuciwszy się przewrócili pana Smith. Turnbull szukał noża, który mu chciał w gardło wpakować.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/175
Ta strona została przepisana.