— Przychodzą, jeśli się to podoba Waszéj Wielmożności, złożyć Jéj dzień dobry i przypomnieć znany Jéj mój mały interesik.
Bob mrugnął wymawiając ostatnie wyrazy.
— O niczém nie wiém odpowiedział Jego Wielmożność. Tłómacz się jasno i prędko.
— Radbym z duszy, Wasza Wielmożności... Jakto miałażby Wasza Wielmożność zapomniéć o Temple-Church, o małéj kwestarce?... Śliczna malutka miss, na moję duszę i sumienie!
Edward zapomniał był w rzeczy saméj, albo przynajmniej myślał o czém inném; ale te kilka słów przywołały mu na pamięć wczorajszą scenę. Wrażenia jakich doznał w Temple-Church tak były słodkie i zarazem żywe, iż teraz jeszcze uczuł w sobie cały ich urok. Położył rękę na czole dla przypomnienia sobie tych przemijających obrazów.
— Tak jest, rzekł, po upływie kilku minut; to prześliczne dziecię! Ileż miała świątobliwego zapału w swéj postawie! ile niewinności w spojrzeniu! ile skromności w głosie! a przytém wszystkiém ile miłości!
— Ściśle rzeczy biorąc, poparł Bob-Lantern, powiedzieć można, iż jest to panienka zupełnie jak należy.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/186
Ta strona została przepisana.