Edward spuścił rękę i spojrzał na Boba.
— Dałem ci zlecenie, rzekł.
— Tak jest! i dla tego to pozwoliłem sobie powitać Waszę Wielmożność... Chodziłem za panienką... za panienkami, bo ich jest dwie, i jeszcze przy nich jakiś chłystek, co czyni trzy osoby... Ale, ale, pytał mię jak się Wasza Wielmożność nazywa.
— Kto?
— Chłystek... i za moje trudy dał mi pięknego suwerena.
— I powiedziałeś mu?
— Ani słowa, Wasza Wielmożności, ani słowa,.. To nie źle zapłacone, nie prawdaż?
— A gdzież mieszka ta młoda panienka?
— O! Wasza Wielmożność nie będzie potrzebowała najmować kabryoletu dla odwiedzenia jéj, i powiedziałem sobie natychmiast: to jakby na umyślnie!...
— Gdzież ona mieszka? przerwał zniecierpliwiony Edward.
Bob-Lnltern znowu przywołał swój szyderczy uśmiech.
— Można stąd do niéj ręką dostać, odpowiedział, na przeciwko Waszéj Wielmożności, po drugiéj stronie ulicy.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/187
Ta strona została przepisana.