były zasłonięte... Stanęły mu na pamięci wszystkie wspomnienia z Temple-Church.
Tak dalece pogrążył się w marzeniach, że się spostrzegł, iż firanka przeciwległego okna podniosła się na nowo, a piękne czoło Klary Mac-Farlane znowu pokazało połowę swego wdzięcznego łuku. Dziewica utkwiła w niego jedno z tych długich i przenikliwych spojrzeń, które się tak dziwnémi zdały Stefanowi Mac-Nab wczoraj wieczorem w Temple-Church. Jéj oko pałające i smutne pochłaniało piękną twarz Edwarda i zdawało się, że nie ma siły od niéj się oderwać. Klara bledszą jeszcze była jak wczoraj. Pod zbolałą jej powieką były ślady łez, a twarz świadczyła o bezsenném spędzeniu długiéj zimowéj nocy. Atoli w miarę jak wpatrywała się w Edwarda, cała jéj fizyonomia ożywiała się stopniowo, smutek ustępował miejsca melancholii, a ta znowu przemieniała się w bolesne szczęście serca.
O jakże Klara była piękną w tej chwili! — W ognistém spojrzeniu jaśniała czysta, ale namiętna jéj dusza. Łono silnie biło, oddech padał suchy i pałający na szybę, któréj przezroczystość zaledwie przyćmiewał; usta jéj bielały i drżały
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/190
Ta strona została przepisana.