Przybył do okrągłego salonu, który o ile się można było domyślać, znajdował się w samym środku czerwonego domu. Salon ten nie miał okien; w téj południowéj godzinie oświetlał go żerandol.
Natomiast miał sześć drzwi, z których pięć wiodło bezpośrednio na kręcone schody. Szóstemi wszedł pan Edward.
Za jego przybyciem, dzwięczny, przeciągły i głęboki odgłos dzwonu, obijał się jeszcze o ściany. W salonie było pusto.
Pięć krzeseł i fotel stały około ogromnego komina, którego czeluście swym pałającym oddechem ogrzewały salon.
Pan Edward rzucił się od niechcenia na fotek.
Prawie w téj chwili otworzono wszystkie pięć drzwi. Dwoje piérwszych, od strony Cornhill wybitych, dały przejście bogato ubranéj damie i eleganckiemu dżentlmenowi. Trzeciemi, od strony Finch-Lane, wszedł jakiś jegomość bardzo uczciwéj miny, ubrany jak zamożny negocyant i przedstawiający się jak należy. — Czwarte wprowadziły człowieka nizkiego, wyżółkłego i chudego, którego poplamione suknie wytarte były na wszystkich kantach.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/208
Ta strona została przepisana.