pił na uliczkę wązką, krętą, gdzie się zgęszczało powietrze a mgła tak była ciężka i ciemna, że zaledwie przed sobą można było rozpoznawać przedmioty, chociaż dopiéro było południe.
Popchnął drewniane drzwi, których potoczone od robaków deski i jakby w proch się rozsypujące, otworzyły się na zardzewiałych zawiasach.
Dom do którego tym sposobem wchodził, jak wszystkie inne w tym ogromnym cyrkule, był tylko jednopiętrowy. Bob-Lantern nie mieszkał ani na piérwszém piętrze, ani na dole, bo udał się na schody prowadzące do piwnicy.
W miarę jak niżéj zstępował otaczała go ciężka i gorąca atmosfera; cuchnące wyziewy tłoczyły się do jego piersi. Kto inny może byłby tego nie wytrzymał, możeby się był zadusił; ale Bob-Lantern pozdrawiał te wyziewy, jak koń pozdrawia dobry odór stajni. Chrząknął na znak że zdrów, pomacał kieszenie, aby przekonać się, czy zarobek nie uległ niebezpieczeństwu podróży i podniósł klamkę od drzwi łukowatych, które prowadziły do pewnego rodzaju piwnicy ogrzanéj do 30 stopniu Reaumura
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/226
Ta strona została przepisana.