Zepchnięty z podstawy swéj kamień, potoczył się i upadł otwierając szeroką i głęboką dziurę. Lantern zanurzył w niéj swój wzrok. Przestał mówić. Małe jego oczy zaiskrzyły się chciwą i namiętną radością.
Postawił zapaloną lampę na ziemi i pobiegł podsłuchiwać pode drzwiami.
Potém, za dwoma poskokami, wrócił znowu do swéj dziury i włożył w nią obie ręce konwulsyjnie drgające. Dreszcz przeszedł po całém jego ciele, a w dziurze dał się słyszeć brzęk poruszanego złota.
Na twarzy Lanterna, oświeconéj z dołu przez lampę stojącą na ziemi, odbijał się energiczny wyraz zadowolenia, które doszło do najwyższego stopnia swego paroxyzmu. Naprzód zwolna poruszał złoto, jakby pieścił ukochaną kobiétę, potem obie jego ręce skurczyły się; dziwne szeptał wyrazy, a palce zdawały się chcieć przebierać w jego skarbie.
Nie umielibyśmy powiedzieć dokładnie, wiele funtów zawierała ta oryginalna w swoim rodzaju kassa, ale dziura była wielka, a czasami ręce Lanterna znikały w złocie aż po same łokcie.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/231
Ta strona została przepisana.