napełniała ulicę. O kilka kroków od swego mieszkania dostrzegł on zadymioną szynkownię, a w niéj swą towarzyszkę Temperancyę, która uparła głowę o stół i spała.
— Co za szkoda! pomruknął zasmucony; kobiéta na pięć stóp sześć cali!
Znowu więc rozpoczął swój kurs przyśpieszony, który już widzieliśmy go raz odbywającym, i przebiegał około domów z szybkością lokomotywy.
Było około drugiéj po południu.
Skoro Bob wyszedł z cyrkułu Saint-Giles, puścił się przez Oxfort-Street i gardząc chodnikami, obryzgiwał fiakrów galopując po błonie. Tak zaszedł aż na środek Portman-Square przed wielki dom zamożnego pozoru, według zwyczaju z przodu opasany kratą.
Między kratą a domem, po obu stronach ganku, cała armia groomów i lokai próżnujących rozprawiała i śmiała się.
Bob-Lantern wszedł na piérwszy stopień schodów.
— A ten łajdak czego tu chce? zawołał nowo przyjęty żokiéj, ważący najwięcéj kilkadziesiąt funtów.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/233
Ta strona została przepisana.