Wasza Wielmożność może ją obaczyć...
— Na co?... Milord stracił gust, mój biedny Jakobie Lantern.
Bob-Lantern, jeśli się podoba Waszej Wielmożności... Ah milord... nie dobrze zrozumiałem.
— Stracił gust!... Nie pojmujesz tego? Powiedzno, czy zjadłeś ty kiedy więcéj pieczeni, niż twój żołądek mógł wytrzymać?
— Bardzo rzadko kiedy Wasza Wielmożności, życie okropnie drogie!...
— Czy raz, czy sto razy, mniejsza... ale tego dnia straciłeś gust do pieczeni.
— To jest nie chciałem jéj więcéj.
— A tak... a milord nie chce już żadnych aniołów.
— Bo się ich zanadto objadł... teraz rozumiem... ale kiedy tak, to moja żona Temperancya dawno już powinna była stracić gust do groku... Co do milorda, szkoda, będzie bardzo żałował... Przepraszam, żem niepokoił Waszą Wielmożność.
Lantern skłonił się bardzo nizko i chciał odejść. W chwili gdy miał próg przestąpić, wstrzymał go głos pana Paterson.
— Ile ma lat? spytał niby od niechcenia.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/239
Ta strona została przepisana.