Pan Paterson namyślał się przez chwilę, potém wstał nie mówiąc ani słowa, i poszedł do swego biurka. Bob ścigał go chciwym wzrokiem.
Intendent wyciągnął szufladę i policzył wolno trzydzieści suwerenów złotem.
— Drogo, mruknął, ale ten łotr nigdy mię nie oszukał... A potém wszak to nie moje pieniądze, milord płaci... zbliż się mówił daléj głośno; jeżeli mię zwodzisz!...
— No, no! przerwał Bob; Wasza Wielmożność żartuje; dla takiéj bagatelki nie chciałbym postradać takiego jak pan kupca.
— Weź to! Bob nie dał sobie tego drugi raz powtórzyć.
Chwycił złoto i jakby w zachwyceniu wrzucił je w jednę z obszernych swych kieszeni.
— Anna Mac-Farlane, rzekł nakoniec cicho, a pan Paterson tymczasem to zapisywał, numer 32, Cornhill naprzeci Finch-Lane, dwie siostry, stara ciotka, czy matka... jeden chłystek zapewne brat lub jaki krewny.
— Nie lubię tych chłystków! mruknął intendent.
— Prawda, oni są zawsze na zawadzie... ale w razie potrzeby... biorę go na siebie.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/242
Ta strona została przepisana.