Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/243

Ta strona została przepisana.

Lantern zrobił przytém giest, którego znaczenie nie mogło być wątpliwém. Pan Paterson spojrzał mu w twarz i zaczął śmiać się.
— Ty musisz miliony gromadzić, godny Jakóbie! rzekł po chwili milczenia.
— Ja!... życie okropnie drogie!... Upadam do nóg Waszej Wielmożności, i dziękuję! Za dwa tygodnie dowiem się, czy będę potrzebny... byleby chłystek nie bardzo panu lazł w oczy.
— Przyjdź jutro, rzekł Paterson.
Bob kiwnął głową na znak zgody i wyszedł. Dzierżawcy, dostawcy i faktorowie zazdrośném na niego spojrzeli okiem. On kłaniał się pokornie.
Skoro się oddalił, dał się słyszeć dzwonek intendenta, a lokaj wyszedł oznajmić oczekującym, że Jego Wielmożność dopiero jutro przyjmować będzie.
Nieulękniony Bob znowu kurs swój rozpoczął; ale że już była czwarta po południu, a po Londynie już noc cienie swoje rozpościerała, ciągle więc trzymał rękę w kieszeni zawierającéj jego trzydzieści suwerenów.
— To mi dobry interes! rzekł sam w sobie, dam sześć pensów Temperancyi.