W chwili gdy miał już zaniechać na dziś żebraniny, spostrzegł staroświecką mistress, któréj widok mocno go skusił. Bob nie umiał się oprzeć tego rodzaju pokusom. Zbliżył się więc do tej damy i zaczął swój poetyczny opis batalii pod Trafalgar. W pośród tego opisu uczuł, że któś ciężką rękę opiera mu na barkach.
Bob wcale się nie obracał. Znał dobrze ręce policyantów. Poruszywszy się nagle jak błyskawica, wrócił znowo do zwyczajnéj postaci, zgrabnie się schylił i umknął policyantowi; bo nim się ten zastanowił, Bob, obu pięściami, zagrał w bęben na piersiach policyanta.
Ajent policyjny padł w błoto na wielk uciechę uliczników (cocney’s), Bob odszedł najspokojniéj. Coraz bardziéj ściemniało się... Posiadał on jeszcze kilka innych rzemiosł, z których korzystał w wolnych godzinach, ale tego wieczoru opanowały go jakieś czułe myśli o Temperancyi, której pięć stóp sześć cali nigdy więcéj nie udawały mu się mieć wdzięku.
— Inną razą odwiédzę moich przyjaciół rezurrekcyonistów, powiedział sobie. — Dzień był nie najgorszy, jestem strudzony... Bishop dałby mi za noc gwineę... Gwinea wprawdzie cóś znaczy!... Ale Temperancya czeka na mnie, moja
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/248
Ta strona została przepisana.