stwo książek, kilka artystycznych utworów, kilka portretów familijnych i wielkie genealogiczne drzewo, nad którémi wznosił się herh Dudlejów.
Stefan usiadł przy kominku.
— Nic się tu nie zmieniło, rzekł z uśmiechem; oto nasi ulubieni autorowie i portret biédnéj panny Hariet.
Jakób smutnie przetarł sobie czoło.
— Oto mówił dalej Stefan, statuetka księżny Berry...
Frank więc jest zawsze błędnym rycerzem?
— Chciałbym aby był przynajmniéj jakimkolwiek rycerzem, odpowiedział Jakób.
— Oto wielkie drzewo rodu Percewalów.
— Może Wasza Wielmożność żąda abym mu je objaśnił? żywo przerwał stary sługa.
— Inną razą, mój stary Jakóbie, rzekł Stefan.
— Zawsze będę gotów na rozkazy Waszéj Wielmożności. (To mówiąc Jakób dodał na stronie: „Jak to zaraz widać, że Jego Wielmożność nie szlachcic!“
— Twój pan, jak uważam, zabrał z sobą swoję broń? rzekł znowu Stefan, chcąc daléj
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/253
Ta strona została przepisana.