jąca ich herb, zdaje się być wieczną i krwawą groźbą...
Stefan odwrócił się dla przeczytania dewizy.
— Mors ferra nostra mors! szepnął, (śmierć przez żelazo jest naszą śmiercią).
Są chwile, w których chora dusza bez odporu przyjmuje najzabobonniejsze przeczucia. Stefan ze zgrozą odwrócił oczy od dewizy. Zdało mu się, że widzi krew na świetnéj emalii genealogicznego drzewa; że widzi łzy płynące po surowych licach szlachetnych lordów, których portrety ozdabiały gabinet.
— Mors ferro nostra mors! zwolna powtórzył stary Jakób. Ostatnią razą słyszałem te słowa łacińskie z ust ś. p. ojca Jego Wielmożności, zmarłego hrabi Fife. Boże przyjmij duszę tego pana! wymówił je idąc za trumną najstarszego syna, który zginął w pojedynku.
Stefan nic nie słyszał.
Powóz stanął przede drzwiami Dudley-house. Wysiedli z niego dwaj nieznajomi, którzy, za pomocą woźnicy, podnieśli jakiś nieruchomy przedmiot rozciągnięty na siedzeniu.
Stefan wydał rozdzierający okrzyk:
— Frank! biédny mój Frank! zawołał i Wybiegł.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/257
Ta strona została przepisana.