Rowley powodowany instynktem postąpił ku drzwiom.
— Czy ten człowiek zwaryował? spytał doktor Stefana; każ mu pan wyjść, albo nie ręczę za życie wielce szanownego pana Franka Percewal.
Stefan wstał. Patrzył to na Jakóba, to na Rowleja, któremu udało się nakoniec odzykać zimną krew.
— Milcz Jakóbie! rzekł nakoniec; a ty panie doktorze, w imię Boga! kończ przecie bandażowanie, które, lękam się, żeby nie było już za nadto opóźnione.
Jakób stanął między swym panem a doktorem.
— Wasza Wielmożności, rzekł z uszanowaniem, lecz śmiało, obracając się do Stefana, szanuję pańskie rozkazy, bo pan jesteś przyjacielém Percewala; ale człowiek ten nie dotknie się więcéj mojego pana, przysięgam na wielkie nasze genealogiczne drzewo!
— Ten lokaj zwaryował, zimno powtórzył doktor. Zabija szanownego dżentlmena, opóźniając nasze starania, tak jakby mu wbijał w piersi puginał który trzyma w ręku.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/265
Ta strona została przepisana.