Nigdy może nie zrobiła tyle bez pomocy garderobianéj. Nagle przejęta chłodem, spiesznie wdziała ranne ubranie (morning gown) i skryła się w obszerny fotel, który, stojąc tuż przy kominku, wyciągał naprzeciw niéj swe wypolerowane ramiona.
Teraz przyszło jéj na myśl inne wspomnienie: Niegdyś, o téj porze, delikatnie kołatano do drzwi zewnętrznych w Barnwood-house. Wchodząca garderobiana oznajmiła, że „milord czeka w salonie.“ Milord, był to kochanek, człowiek którego teraz gorzko i boleśnie żałowano: był to markiz Rio-Santo.
Niestety! niestety! wszystko się więc skończyło!
Ofelia wyciągnęła rękę po dzwonek. W chwili gdy go miała dotknąć, dało się słyszeć kołatanie do drzwi zewnętrznych; Ofelia czém prędzéj poprawiła toaletę. Jakieś światło zabłysło w jéj oku, promień radośnej nadziei wyjaśnił jéj czoło.
— Gdyby to był on! pomyślała.
Ale nadzieja ta krótko trwała. Ofelia wnet przypomniała sobie wczorajsze wypadki — Czoło jéj na nowo się zachmurzyło.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/279
Ta strona została przepisana.