Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/29

Ta strona została przepisana.

W rysach jéj panował typ izraelski, a kolor brwi nie oznaczał bynajmniéj angielki.
Stała. Gardząc wszelkim punktem oparcia, nie schylała wcale pysznéj swéj kibici, któréj niewzruszone profile zdawały się być marmurowemu — Czarne jéj duże i otwarte oko było zamglone i bez odblasku, jak oko jasnowidzącéj. W muszkułach jéj twarzy nie było żadnego ruchu. Krzyżowe światło lamp obijało się o blade jéj czoło i ginęło w niem jakby w krysztale bez połysku.
Na nią to ślepy zwracał bez ustanku niewidome swe oko, posilając się tymczasem powoli ocukrowaném winem. Gdy nie pił, usta jego ruszały się. Zdawał się prowadzić jedne z tych poufałych rozmów, jaką ludzie pozbawieni wzroku częstokroć wiodą sami z sobą.
Do sali ogólnej (the tab) przybyło razem ze dwadzieścia indywiduów, swoim ubiorem w nieładzie bardzo podobnych do flisów z Tamizy; indywidua te stojąc piły małym kieliszkiem czysty arak (gin).
— Zuzanno! rzekł kapitan Paddy O’Chrane, zmięszaj mi, moje serce, za sześć pensów araku z zimną wodą, bez cukru.... Wpuść trochę cytryny, Zuziu!