dy moje oczy spoczywają i nie patrzą, sto innych spojrzeń czuwa na ich miejscu?
— Wiém, że jesteś potężnym milordzie, odpowiedziała hrabina podnosząc swą piękną głowę ze spokojną dumą; potężnym co do złego, jak upadły anioł... ale ja się ciebie nie lękam.
— Pani nie lękasz się! powtórzył Rio-Santo, którego głos coraz się stawał groźniejszym.
— Kocham cię niestety! kocham! dodała po chwili milczenia z wyrazem bolesnéj rozpaczy.
Tryumfalny uśmiech przebiegł po ustach Rio-Santa, który zaczął znowu, ale bez gniewu:
— Ofelio, musisz mi darować nagłe uniesienie gniewu, przez który torują sobie drogę tajemne moje cierpienie... Wiész, że jestem nieszczęśliwy... dwie namiętności dzielą się moją duszą i toczą w niéj walkę, która mię zabija... moja miłość dla ciebie...
Hrabina wzniosła w niebo piękne swe oczy.
— Moja miłość dla ciebie, mówił daléj z namysłem Rio-Santo, i moja nieograniczona ambicja... Ton człowiek, ten Frank Percewal znalazł się na mojéj drodze; odwróciłem się. Na honor, milady, miałem litość nad tém dzieckiem, które zresztą wczoraj było tylko niewinną
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/291
Ta strona została przepisana.