Ślimak niespodzianie włożył głowę pod stół, i usłyszano ostre, przedłużone miauczenie pełne chromatycznych spadków.
Wielka Madge wstała, tak dalece złudzenie było doskonałe; Mich w dobréj wierze spojrzał pod stół, a Loo tymczasem korzystając ze sposobności, za jednym pociągiem wychyliła szklankę swego kochanka.
Ale nie koniec na tém, Peg-Wich i ruda Assy biegały jak szalone z miotłami po kantorze, pragnąc wypędzić kota, co tak żałosne wydawał jęki.
Ślimak odniósł zupełny tryumf.
— Widzisz więc szwagrze! że umiém miauczeć, zawołał Ślimak.
— A ty, umiész ty miauczeć?
— Alboż to jakie rzemiosło, odpowiedział wielki chłopak wzruszając ramionami.
— O! czy rzemiosło!... ileż zarabiasz Mich na wyładowywaniu pak ze statków w porcie?
— Ej do djabła! dwa szyllingi, każdemu wiadomo.
— Dwa szyllingi... dobrze!... A wiele ci przynosi złodziejstwo?
— Mów cicho, mały błaźnie!
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/312
Ta strona została przepisana.