— Nie jestem mały do pioruna! gruby ty łotrze... wiele zarabiasz?
— Rozmaicie... nie osobliwie.
— Pić Mich, rzekła Loo, i tytoniu.
— Nic osobliwego, przerwał Ślimak wyjmując z kieszeni gwinee Edwarda i spółki; a ja oto widzisz szwagrze ile zarabiam, nie licząc co jeszcze z boku przyjdzie.
— Na miauczeniu? spytał Mich, w którego wielkich oczach malowało się zupełne zadziwienie.
— Na miauczeniu szwagrze, na miauczeniu jak kot w marcu... Masz piękna Madge, daję ci gwineę... weź!
— Madge wzięła dwie i nie podziękowała.
— A mnie? odezwała się Loo.
— Tobie daję pić... i cóż Mich?
— Chciałbym umieć szczekać.
— Trzeba się uczyć... Widzisz Mich, zamiast bić biedną Loo, kiedy ci nie przyniesie korony, dałbyś jéj szklankę groku na zakropienie słabych piersi, które zabijają tę biédnę dziewczynę.
W tych słowach Ślimaka był jakiś odcień prawdziwéj czułości jakoż nadąwszy się zaczął on wkrótce:
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/313
Ta strona została przepisana.