aby coś podobnego istnieć mogło w ucywilizowanym mieście. Złodzieje pracowali ze zręcznością pełną zasługi, a nade wszystko z cudowną spokojnością. Fulary przebiegały z kieszeni do kieszeni jakby zaczarowane. Z porozcinanych sukni wypadały sakiewki w ręce zgrabnie nadstawiane; zegarki znikały wraz z łańcuszkami zabezpieczającymi, dewizkami, a nawet kluczykami.
W chwili otwarcia drzwi, wchodzi sam tłum (public), to co gdzie indziéj nazywają pospolitymi ludźmi. W przysionku widziano tylko poczciwych kramarzy i ich drogie połowice. Zacne te osoby długo pamiętać będą niemieckie przedstawienie, bo ich chustki, okulary, tabakierki i t. p. przeniosły się do kieszeni filutów, którzy nawet nie zawołali „baczność!“ Sam Ślimak schwycił aż dwie i użył ich dla utrzymania przyjaźni jaka panowała między nim a piękną Madge.
Ale były tam i inne znajome nam osoby.
Patrz czytelniku! Oto jakiś człowiek tłoczy się w największy tłum, rzec można, że to wąż przeciskający się przez gęsty żywopłot. Ręce jego manewrują z magiczną szybością. Gdzie, u pana Boga! znikają wszystkie przedmioty,
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/316
Ta strona została przepisana.