luces cóż u djabła! jesteś moim przyjacielem i tobie wolno...
Vice-hrabra zrobił piruet.
— Dobry wieczór Brian! zawołała włoszka opuszczając gruppy dandych i biegąc ku panu de Lancester; — ty tylko jeden na cały Londyn mój przyjacielu umiesz bawić... Czy przybywasz dla przypatrzenia się mojemu tańcowi dzisiejszego wieczoru?
— Nie bardzo pochlebna! szepnął Lantures-Luces; nie!... nie bardzo, na honor!
Brian i tancerka po męzku uścisnęli sobie dłonie.
— Przybywam sam dla siebie, moja pani, odpowiedział Brian.
Niegrzeczny! pomyślał vice-hrabia; nie!... niegrzeczny, na honor!
Gruppa dandych mocno nadskakiwała Brianowi de Lancester. Tancerka opuściła vice-hrabiego, który ją przy wiózł, uwiesiła się samowolnie u ramienia tego co przybył kabryoletem, ale który w eleganckim świecie znakomite i godne zazdrości zdawał się zajmować stanowisko.
Był to człowiek około trzy dziesto-pięcio-letni, chudy, ale dobrze zbudowany, wzrostu więcéj jak średniego, cienki w pasie a w barkach
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/334
Ta strona została przepisana.