— Pójdę i kupię moja kochana, albo niech mnie szatan porwie.
I kapitan nagle opuścił swoje miejsce, zostawiając swą towarzyszkę zdumioną tak niezwyłym pospiechem.
Paddy zamiast udać się po pomarańcze, zeszedł prosto do bufetu. Jeszcze nie postawił ani trzech kroków, gdy wtém nieznajomy jakiś człowiek zatamował mu drogę i obejrzał go od stóp do głów.
— Kapitan Paddy?... szepnął nieznajomy ukończywszy ten examen.
Potém dotknął mu lekko piersi wyciągniętym palcem i rzekł:
— Gentleman of the night.
Paddy skłonił się z uszanowaniem.
Nieznajomy wziął go na bok. Rozmawiali blizko dziesięć minut.
— W poblizkich szynkach znajdują się nasi krewni, rzekł kapitan; już ja się postaram.
— Cłowieka zręcznego!...
— O! węgorza!... Bądź spokojny milordzie.
Nieznajomy położył palec na ustach i odszedł.
Paddy westchnął po raz drugi.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/339
Ta strona została przepisana.