gotowości do dziwacznych zakładów. Lantures-Luces mało wdawał się w rozmowę. Brakowało mu dwóch rzeczy: signory Briotta, o któréj chciał się szeroko rozwodzić, ale która mu się zawsze zręcznie wymykała, i podwójnéj ulubionéj jego lorynetki, któréj stratę czuł dotkliwie.
Rio-Santo, udał się do loży lady Campbell gdzie miał swoje miejsce, a potém oddawszy rozmaite wizyty, wrócił znowu do hrabiny Ofelii. Oparł się o jéj krzesło i obojętnie poglądał po całéj sali.
— Ale nie mylę się! rzekł znagła radośnie zdziwiony; oto księżna de Longueville!
— Gdzie? spytała hrabina.
— Tam pani obok miss... obok lady Campbeil... Pozwolisz pani abym poszedł złożyć jéj moje uszanowanie? Znałem ją dobrze w Paryżu.
— Jakże ona piękna! rzekła mimowolnie hrabina.
— Uchodziła za najpiękniejszą na przedmieściu St. Germain, miejscu, któremu jak wiadomo niezbywa na tego rodzaju ozdobie, odpowiedział Rio-Santo kłaniając się i odchodząc.
Hrabina przez chwilę patrzyła za nim i znowu zwróciła wzrok swój na Zuzannę.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/342
Ta strona została przepisana.