Zuzanna w rzeczy saméj była czarująco piękna. Miała na sobie aksamitną, ciemno-niebieską suknię, któréj kolor poznać można było tylko na lekkich odcieniach spływających wzdłuż fałdów. Od tego ciemnego i bez połysku koloru odbijały pięknie rysy na pół odkrytéj szyi, na któréj przepyszna diamentowa spinka kiedy niekiedy błyszczała białém, silném światłem. Piękne jéj czarne włosy, poskromione ręką zręcznéj pokojówki, spadały teraz symetrycznie, jakby uginając się pod ciężarem zbytniéj swéj obfitości. Tu i owdzie pod drżącym puklem, lub pod warkoczem, który poczwórnie owijał się o złoty grzebień, widziano jaśniejącą dyamentową gwiazdkę, jak kiedy podczas ciemnéj jesiennéj nocy, pod zasłoną zielonego krzaku błyszczy pierś świętojańskiego robaczka.
Z jéj twarzy znikł ów wyraz śmiertelnej rozpaczy i otrętwiałości, żadnego po sobie nie zostawując śladu. Piękna ta statua żyła teraz; a żyła życiem świeższém jak dawniéj. Wkoło jéj przepysznego czoła jaśniała nieopisana zorza wewnętrznéj radości; wzrok jéj pałał z pod łuku jedwabnych wielkich powiek, postawy nie odznaczał już sam tylko nieruchomy wdzięk, którego szuka i znajduje rzeźbiarz.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/343
Ta strona została przepisana.