Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/346

Ta strona została przepisana.

Ale daremnie trudzilibyśmy się chcąc bez przestanku rozbierać ruchome wrażenia téj natury, w któréj rozsądek i serce zdawały się toczyć szybką walkę, tego człowieka, który pożerał życie z obu koncow i środka, zatrudniał ciągle swoje zmysły, pamięć i nadzieję, przyzywał nieprzestannie przeszłość i przyszłość dla niesienia pomocy teraźniejszości, która nie zaspakajała w nim nienasyconéj chęci życia.
Stara Francuzka tymczasem ciągle była w ruchu i tysiące dawała oznak przyjaźni. Rio-Santo przywitał ją w sposób dwójznaczny, który dziwnie przeciwił się zwykłemu jego wyszukanemu i przykładnemu obejściu. Nakoniec przystąpił do Zuzanny; ta bojaźliwie podniosła na niego swe wielkie czarne oczy. Pocałował ją w rękę.
— Niech mi wolno będzie mościa księżno, rzekł, złożyć jéj moje najuniżeńsze hołdy!
— Markiz de Rio-Santo, moje kochane dziécię, dodała księżna de Gèvres, niby przedstawiając go.
Zuzanna skłoniła się i rzekła z cicha:
— Wiele mi o panu powiedziano... Trochę pamiętam — resztę dowiem się...