stress Burnett do teatru, zawsze musi się przytrafić cóś podobnego.
Tu kapitan zamilkł... zapewne położył koniec swoim namysłom, bo wielkiémi kroki szedł przez Before-Lane, brnąc w błocie, podobny z daleka do egipskiego ibis kąpiącego swe długie nogi w historycznym i dobroczynnym Nilowym mule.
Pchnął nogą chwiejące się drzwi szynku pod fajką i garnkiem i wszedł. Karczma pani Peg-Wich przedstawiała widok daleko więcéj jak przedtém ożywiony, a ruda Assy biegała niezgrabnie od stołu do stołu, nie wiedząc kogo ma słuchać.
Madge, siedziała nieruchoma z fajką w ustach i kapeluszem na głowie, paliła tytóń i popijała milcząc.
Mich obydwa łokcie wsparł na stole. Głowę miał odkrytą. Na skroniach jego znać było krwawą ranę, a od czasu do czasu kropla bladéj i białkowatéj krwi spływając po spoconych włosach spadała mu na ramiona.
Ślimak pił, miauczał, śpiewał, lżył czarownicę Peg, całował ostry podbródek swojéj Madge i resztkami tego co miał w szklance ciskał w oczy rudéj Assy.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/359
Ta strona została przepisana.