byś na nic nie uważał... Mówiliśmy więc, że masz szczerą chęć, zarobić dziesięć gwineów.
— Wolałbym piętnaście kapitanie.
— Piętnaście, zgoda, młoda pijawko! nie będę się z tobą targował... Łatwą i zwyczajną dostaniesz robotę... Pójdziesz do tandeciarza i kupisz sobie całkowity ubiór dżentlmena... Wpakujesz w niego twoje kruche kości, wejdziesz do teatru i usiądziesz w bufecie... Czy rozumiesz?
— Dobrze... Bob już tylko o trzydzieści kroków.
Kapitan głębiéj posunął się w kąt, który go ukrywał.
— Daj mu pokój moje dziecko, niech się przybliży... w bufecie zaczekasz... aż przyjdzie do ciebie jeden dżentlmen i tak twéj ręki dotknie.
I dotknął jego ręki pewnym sposobem.
— Ale, spytał Ślimak, poczémże pozna mnie ten dżentlmen?
— Czym ci tego nie powiedział? zawołał Paddy; starzeję się, albo niech mię djabli porwą, wisielcze ziarna, mój kochany synu!... Włożysz sobie w dziurkę od guzika kawałek żółtéj wstążki.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/367
Ta strona została przepisana.