dzisiejszy wieczór wcale niezawadzą nasze trzy łodzie.
Przez mgłę doskonale można było rozpoznać światło, o których mówił Toim Turnbull: jedno błyszczało między mostem a Whitefriars, drugie widać było od strony rzeki, pod Temple-Gardens, a trzecie nakoniec było w Southwark, z lewéj strony schodów Old-Barge-House. Wszystkie trzy rzucały zielone, silne promienie.
— Musimy się rozdzielić, rzekł kapitan. Zatrzymuję dla siebie tego starego szelmę Gruffa, najlepszego z moich wspólników, i przeklętą jego oberżę pod Królem Jerzym, którego niech Bóg błogosławi... Tobie Gibby oberża Białych Braci... a tobie Mitchell, Southwark i hotel Podwiązki.. a sprawiajcie się uczciwie nędzniki.
W skutek tego rozkazu jedna łodź popłynęła ku Southwark, druga przerzynając Tamizę w odwrotnym kierunku zmierzała do City. Łodź zaś kapitana płynęła w górę rzeki.
— Ani jednéj dziś nie widzę żółtéj latarni, rzekł Turnbull, śmieszna rzecz w czasie kiedy mieszkańcy stałego lądu bandami przybywają.
— Wielkie szczęście, albo niech wiszę, odpowiedział Paddy; nie lubię żółtych latarni.... Zdaje mi się zawsze, że słyszę ostatnie krzyki
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/37
Ta strona została przepisana.