Brian de Lanccster został jakby odurzony tak niespodzianą odpowiedzią. Mimowolnie spuścił oczy. Gdy je znowu podniósł, dwie łzy zwolna spłynęły po zbladłém licu pięknéj dziewicy.
Brian de Lancester był Anglikiem w całém znaczeniu tego wyrazu. Wszelkie wzruszenie obcém mu było. Dla téj to właśnie przyczyny, kiedy, coby się zdawało niepodobném, wzruszenie znalazło drogę do jego serca, dobywał się do niego szturmem. Był wzruszony, a wzruszony silnie, bo płaszczyk oziembłości, co go zwykle okrywał, rozdarł się jakby czarami.
— Kochasz mię pani! powtórzył drżącym głosem; niestety, ale mię pani nie znasz!... nie znasz pani mego płochego życia!...
Ja, ja cię pani nie kocham, ja cię nie chcę kochać... bo by to było okrucieństwem, zdradą, niegodziwością!...
Zuzanna spojrzała na niego, a uśmiech oświecił jéj powiekę, na której łzy już usychały.
— Pan mię będziesz kochał, rzekła; o! będziesz!.. czuję to, wiém to... głos pański mówi mi to wbrew jego słów.
Brian nie zaraz odpowiedział; nasycał się przez chwilę wpatrywaniem w tę cudowną isto-
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/376
Ta strona została przepisana.