zarzynanego djabła.... Tak... to moja słabość, ale kiedy widzę żółtą latarnię, wieczorem nie piję groku, lecz old-jom[1], bo mi to dodaje serca... Siniejesz się Tomciu, szelmo bez kiszek.
— Jedna śmierć więcéj, jedna mniéj, wyrzekł obojętnie Turnbull, mała to różnica na ogóle.
— Głupstwo! dodał Ślimak śmiejąc się.
— A potem przerwał gruby Charlie, każdy żyć musi kapitanie. Gdyby trzéj nasi oberżyści nie trudnili się czasami rzemiosłem usypiaczy, cóżby robił Bishop i nasi poczciwi bracia rezurrekcyoniści?
— Ja, lubię żółtą latarnię! zakończył Ślimak znaczącym grymasem.
— W tak młodym wieku! mruknął Paddy, to kochane dziécię jest już najjadowitszym ze wszystkich mi znanych gadów...... Baczność Charlie!
Łodź samotnie teraz płynąca przebyła środek rzeki i wchodziła w labirynt statków, zalegających przystęp do brzegu. Charlie zręcznie wyrabiał wiosłem, Turnbull wziął za ster i łodź
- ↑ Grok lepszego gatunku, prędzéj upajający.