Loże napełnione damami nie tyle robiły hałasu, ale nie jedna ładna twarzyczka pod wachlarzem ukryła swój uśmiech, a lady Campbell oświaczyła, że Brian de Lancester jest złośliwym żartownisiem najwyborniejszego tonu.
Tymczasem lord de White-Manor, przedmiot całéj znieważającéj ciekawości, został jakby piorunem rażony.
— I cóż milordzie bracie mój? spytał nieubłagany Brian.
Hrabia otworzył usta jakby chciał przemówić. Znowu nastało ogólne milczenie.
Ale słyszano tylko piskliwy głos vice-hrabiego Lantures-Luces, który mówił:
— Wyznam wam pod przysięgą moi kochani, że dałbym w téj chwili trzy złote napoleony za moję lornetkę... Na honor nie żartuję!... zgoła nic nie widzę!
Hrabia, nie mogący wymówić ani słowa, rzucił na brata wściekłe wejrzenie i z ostateczném wysileniem wysunął ekram u swéj loży. Już go więcej nie widziano.
W téjże saméj chwili na wyższych galeryach i na parterze powstał piekielny hałas. Nowe
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/390
Ta strona została przepisana.