Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/397

Ta strona została przepisana.

Widzę jakąś lady, dla Boga! w atłasowéj sukni, ma na sobie mnóstwo błyskotek, odrzekł Ślimak.
— Czy widzisz rękę téj lady?
— Widzę jednę.
— Którą?
— Czekaj milordzie, niech się lepiéj przypatrzę... Prawą... Nie! lewą, opartą na poręczy loży... Ah! święty Jerzy jakież piękne pierścionki! jakżeby się moja ładna Madge cieszyła, gdyby miała parę podobnych!
— Milcz... A więc jest to lewa ręka?... Na jednym z jéj palców powinieneś widzieć pierścień, który błyszczy mocniéj jak inne.
— Tak mi się zdaje, milordzie, tak... Można powiedzieć, że to kawałek słońca!
— Ustąp stamtąd!.
Znowu otwór zamknięto. Ślimak znalazł się po raz drugi w głębokiéj ciemności.
— Lewa ręka i pierścionek na palcu, powtórzono mu, mocno za ramię ściskając. Czy będziesz o tém pamiętał?
— Będę milordzie.
— Teraz chodź tutaj.
Pchnięto go wprawą stronę loży — nieznacznie uchylono ekram i znowu żywy promień