oświecił lożę; ale dwie ręce schwyciły go za głowę i trzymały ją tak, że nie mógł się obrócić i ujrzeć swych towarzyszy.
— Patrz! powiedziano mu daléj, ale teraz patrz na dół; co tam widzisz?
— Widzę ramiona kobiéty... Niech mię szatan porwie milordzie, jeżeli to nie najpiękniejsze ramiona!
— Milcz... Nie możesz widziéć jéj twarzy?
— Nie milordzie.
— Czekaj.
Ciągle trzymano głowę Ślimaka, dopóki nie powiedział:
— Widzę ją, milordzie; widzę jej twarz... Ale!... ja ją gdzieś znam!
— Cicho!
Znowu zasunięto ekram. — Ciemność wróciła zupełna. — Puszczono głowę Ślimaka, który wstrząsnął się jak pudel.
— Gdzież u djabła widziałem tę piękną lady? zapytał się. — Potém nagle przypominając sobie, dodał:
— O! jakiż ja głupi, ona zupełnie podobna do Zuzanny, dziewczyny z pod godła korony... Muszę ją pokazać kapitanowi, naśmieje się z tego dowoli.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/398
Ta strona została przepisana.