Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/399

Ta strona została przepisana.

— Teraz wyjdziesz, rzekł mu głos po chwili... Obróć się do drzwi, nie patrz w tył.
Drzwi otworzyły się i wypchnięto Ślimaka z loży, tak jak go tam wprowadzono. Gdyby nawet, wbrew rozkazu, chciał się oglądać, nie mógłby tego uczynić, bo żywo za nim drzwi zamknięto.
Na korytarzu znalazł się obok człowieka, który go spotkał w bufecie. Światło wróciło mu całą fanfarońską zuchwałość.
— I cóż! milordzie, rzekł, jestem najniższym sługą tych panów i twoim, ale jest to szczególny sposób przepędzania czasu! Ci zacni dżentlmenowie, mogli byli zejść do piwnic w swych domach, a nie trudzić się na widowisko... Wszak i tam, na honor, taka sama ciemność... Co do mnie, kontent jestem z ich obejścia się ze mną, ale wolałbym był widzieć ich twarze.
— Cicho, moje dziecię, cicho!
— Milordzie, jestem człowiekiem... Moja żona Madge i mój szwagier Mich mogą to poświadczyć... Jedno słowo tylko: chciéj mi powiedzieć, czy Jego Wielmożność był w téj djabelskiéj loży?
— Kogoż tak nazywasz?